Prezentujemy drugą z trzech części wywiadu z Burmistrzem Ząbkowic Śląskich przeprowadzonego jeszcze w marcu 2010. Jest ona kontynuacją rozmowy o ząbkowickich imprezach, niemniej skupia się przede wszystkim na osobowości Krzysztofa Kotowicza, bez zbytniego zagłębiania się w politykę.
PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU Z KRZYSZTOFEM KOTOWICZEM - 2010-04-06
EM: Porozmawiajmy chwilę o sztandarowych imprezach Ząbkowic, które nie ukrywajmy, w ostatnich latach przygasły: Folk Fiesta i Weekend z Frankensteinem. Co tak naprawdę stało się z międzynarodową Fiestą czy też Weekendem? Czy jest pomysł na ich uratowanie?
Krzysztof Kotowicz: Folk Fiesta była pomysłem ząbkowiczan, których ZOK przygarnął i ich pomysłowi nadał rangę Mega Imprezy. Zabrakło jednak w tym wszystkim ducha. Na naszych oczach ta impreza dokonała żywota. Tak samo jest z Weekendem z Frankensteinem. On bez tchnięcia czegoś od ludzi nie ożyje. Zeszłoroczna impreza była takim wulkanem pomysłów. To dzięki temu nabrała niesamowitego efektu. Wszyscy, którzy ją oglądali, a byli też goście z zaprzyjaźnionych miast partnerskich, byli niesamowicie urzeczeni skalą, charakterem, ilością wydarzeń. Jedynym mankamentem, od którego mnie długo odwodzono, była pora roku. Wg mnie październik jest dobrym, „strasznym" miesiącem, ale rozumiem też oczywiste względy logistyczne, pogodowe i słucham ludzi, w związku z tym uznaliśmy, że robimy to początkiem czerwca, łącznie z Potwornym Zlotem. Uważam, że jeżeli jest grupa ludzi, którzy są skłonni sami coś zrobić, to trzeba im pomagać. Na pewno i budżet się zaangażuje w jakimś stopniu, i lokalne instytucje. Wszystkie możliwe środki skoncentrujemy na jednej imprezie, między innymi też po to, żeby nie rozpraszać ich na jakieś trzy, cztery imprezki, które z zadyszką spróbują się wynurzyć i pozyskać mniej, czy więcej ludzi. Lepiej zrobić jedną dużą imprezę u progu lata i drugą dużą imprezę pod koniec lata. Folkova Fiesta przejdzie w kalendarzu do tzw. Pożegnania Lata, a jej częścią będą gminne dożynki, które zawsze odbywają się w ostatni weekend sierpnia. W tym roku będzie podobnie. W mieście zatem będzie Folkova Fiesta, a w Sulisławicach, które zgłosiły się jako pierwsze, odbędą się dożynki gminne.
EM: Cztery lata kadencji praktycznie za Panem, jak wyglądał Krzysztof Kotowicz kiedyś, a jak wygląda dziś? Czy nastąpiła w Panu zmiana? A może nie zmieniło się nic?
Krzysztof Kotowicz: Zmieniło się bardzo wiele. Jestem człowiekiem, który jest jeszcze bardziej przekonany o tym, że należy mówić prawdę w życiu publicznym. Kiedy kandydowałem na burmistrza nie da się ukryć, że namawiano mnie, aby mówić rzeczy na wyrost, rzeczy, w które sam nie bardzo wierzyłem. Powiedziałem wtedy: ulica Ziębicka. Wówczas te osoby zdziwione mówiły: to przesadziłeś, tego się nie da zrobić, w to nikt nie uwierzy, bo to jest niemożliwe. Ogólnie rzecz biorąc byłem namawiany do obiecywania drobnych rzeczy, dzięki czemu miałem łatwiej wygrać. Nie zgodziłem się. Uważam, że należy mówić rzeczy prawdziwe. Nie należy kłamać. Nie należy oszukiwać. Uważam, że po tych prawie czterech latach nie zostawię sytuacji, aby ktoś mógł po mnie kłamstewka odkrywać. Przyznaję, znajdowałem trupy w szafie. Po przyjacielskim przekazaniu stanowiska przez poprzedniego burmistrza, wiele różnych sytuacji wychodziło długo później. Nie twierdzę, że to było specjalnie. Może wg niego to były rzeczy mało istotne. Niemniej ja to dziś odbieram zupełnie odwrotnie. Staram się dużo pisać, dużo mówić, dużo się spotykać z ludźmi. Jestem osobą, która jak mało kto poddaje się weryfikacji pod kątem tego, co mówi. Codziennie piszę na blogu, że coś zrobiłem, albo czegoś nie zrobiłem, albo gdzieś byłem. To każdy natychmiast może sprawdzić. Nie da się oszukać ludzi. Nie jestem osobą prywatną. Oczywiście mówienie prawdy nie polega na tym, aby mówić wszystko co się wie. Są pewne tajemnice, służbowe, prywatne, gentlemańskie zasady. Ja wiem co mówię, a nie mówię co wiem. Dochowywanie tajemnicy, umów jest także istotą mojego zachowania i działań. To jet to, czego się przez te cztery lata nauczyłem. Jestem bardziej odpowiedzialny za to co mówię i robię niż cztery lata temu. Jestem też człowiekiem, który nabrał trochę większego dystansu do siebie. Byłem bardziej przekonany o swoich możliwościach na początku kadencji, aniżeli jestem teraz. Nauczyłem się, że w polityce nie można działać w pojedynkę, ponieważ to jest zgubne. To odrywa człowieka od rzeczywistości i nagle uderza do głowy jak woda sodowa. Widzę teraz, że zespół, grupa ludzi - większa, mniejsza, zmieniająca się, to jest istotna sprawa i bardziej się teraz liczę z innymi ludźmi, niż cztery lata temu. Przykładem może być współpraca z Radą Miejską, z którą mam o wiele lepszy kontakt. Gdy słucham ludzi, jestem w stanie pojąć ich rozumowanie, nawet jeśli mowa o moich oponentach. Staram się lepiej wczuć w ich sytuację, lepiej niż to było wcześniej.
Jeśli chodzi o zmianę bardziej osobistą, to na pewno mogę powiedzieć, że coś poświęciłem. Mam świadomość, że coś z siebie oddałem mojemu rodzinnemu miastu. Mam poczucie satysfakcji z tego faktu i takiego dobrego zmęczenia.
EM: Co w takim układzie z życiem rodzinnym? Podejrzewam, że rzadko Pan jest w domu, raczej jest Pan teraz gościem w swoim własnym domu. Jak to odbiera Pana żona, Pana dzieci?
Krzysztof Kotowicz: Moja żona, córki, syn, rodzina, to moje oparcie. To nie jest tak, że oni mi kibicują w sensie politycznym. Moja żona jest osobą, która jest bardzo daleko od polityki. Kompletnie dystansuje się do tego. Bez niej, bez moich dzieci nie miałbym poczucia oparcia. To rodzina. Nie ma innego słowa, żeby określić miejsce, w którym czuję się bezpiecznie, akceptowany, przyjmowany takim, jakim jestem. Rodzina nie jest hotelem, w którym jedynie regeneruję siły. Nawet jak jestem rzadko, to natychmiast zanurzam się w niej i jestem cały w rodzinie. Staram się nie przynosić do domu spraw służbowych. Z zasady nie chodzę z rzeczami służbowymi do domu. Po prostu nie chcę. Czuję się w domu zbyt rzadko obecny, ale nie da się być jednocześnie na froncie i w domu. Nie byłoby mnie bez mojej rodziny. A nawet szerzej: nie byłoby mnie bez tych, którzy mnie kochają. Ale co ciekawe, nie odczuwam ciepła tylko ze strony rodziny, ale często odbieram je od otoczenia, od ludzi, których spotykam. Mówię o zwykłej, ludzkiej życzliwości. Czy to poklepanie po plecach, czy dobre słowo. To kropelki, które powodują, że to moje wnętrze się rzeźbi i staję się dzięki temu silniejszy. Dużo ludzi stanowi dla mnie taką otoczkę dającą mi poczucie bezpieczeństwa.
EM: Zdarza się Panu czasem przekląć?
Krzysztof Kotowicz: W myślach. Raz czy drugi palnąłem siermiężnym słowem, ale przy kimś, to tak naprawdę bardzo rzadko. Jeśli już, to tak.. i trzy kropki. To nie to, że nie znam tych słów. Uważam, że nie wolno ich używać. To nie pasuje - obojętne czy kobiecie, czy mężczyźnie. Może ewentualnie żulowi spod mostu, ale akich ludzi nie ma w Ząbkowicach. Politycy klną, artyści klną, sportowcy też. Mi też się czasem zdarza, ale uważam, że to już kompletny margines dla mnie. Dwie rzeczy: przeklinanie i palenie papierosów to jest daleko ode mnie.
EM: A co z alkoholem? Słyszałam, że Pan nie pije?
Krzysztof Kotowicz: Bardzo mało. Nie chcę być w sytuacji nie dyspozycyjności, ponieważ uważam, że ta funkcja obliguje mnie do tego, aby być w każdej sytuacji gotowym do pracy. Mówię o sytuacji pożaru czy innego nieszczęścia. Generalnie też nie mam takich potrzeb. Mam inne nałogi.
EM: Internet?
Krzysztof Kotowicz: Internet, gorzka czekolada, kawa, słodycze. Inni nie piją kawy, a ja właśnie ją lubię. Największym jest jednak internet. Myślę, że jest nieszkodliwy.
EM: Jako jeden z niewielu, o ile nie jedyny w okolicy, pisze Pan regularnie bloga. Rozumiem, że jest to forma odreagowania? Czy to pomaga w komunikacji?
Krzysztof Kotowicz: Dzięki wpisom komunikuję, to co się dzieje w ciągu dnia i to, co przeżywam. Kiedy zacząłem pisać bloga w ogóle nie myślałem o tym, aby być burmistrzem. Moje życie służbowe było raczej w cieniu innych osób, a ja nie miałem za bardzo powodu, aby się tam uzewnętrzniać. To były luźne zapiski. To jest też chęć opowiedzenia o tym, co robię, czym żyję, sprawdzenia też reakcji - po to jest też forum pod każdym wpisem oraz forum ogólnodostępne i zdaje się, że stało się to odnośnikiem mojej obecności jako burmistrza. Ludzie mogą mnie znaleźć poprzez Internet. Mogą tu przyjść, mogą zadzwonić, mogą do mnie napisać list, email, mogą mnie posłuchać na różnego typu imprezach, mogę mnie też poczytać. Mają mnie tak, jak mnie chcą. Jak jest im wygodniej. Czy na gg, czy na facebooku, czy na naszej-klasie - gdzieś mnie każdy może znaleźć.
Jest taka opinia, że zajmuję się pisaniem bloga, a nie pracą. Ja go nie piszę w godzinach pracy, bo nie mam kiedy. Ale jeśli chodzi o tą formę kontaktu, to każdy może do mnie „przyjść" tak jak petent. Dlaczego nie pozwolić mu przyjść wirtualnie. Jak tylko mogę, to odpisuję i nie używam do tego osób trzecich. Wszystko co się pojawia na moim forum jako Krzysztof Kotowicz albo KK, to jest tylko ode mnie. Oczywiście dopóki się nikt nie włamie. Internet jest formą komunikacji. Internet przestał być tylko tubą. Można powiedzieć, że stał się tak jakby nowym kontynentem. Nawet na facebooku, twitterze są premier, ministrowie, aktorzy, sportowcy. Nastąpiła ekspansja w tą nową, wirtualną przestrzeń. Dlaczego ja mam być gorszy.
EM: Był Pan dziennikarzem, w sumie nadal jest, pisanie bloga to też swego rodzaju dziennikarstwo. Jako przedstawiciel tego zawodu co może Pan powiedzieć o poziomie dziennikarstwa na naszym terenie?
Krzysztof Kotowicz: Dziennikarstwo w sensie akademickim jest ewenementem. Dziennikarz powinien być tym, który nie ma własnej opinii, a pozwala zreflektować opinie różnych ludzi na zadany temat. Żeby ten temat zreferować, trzeba się troszeczkę wgryźć. Tu się zaczynają schody, bo od ilości spraw dziennikarzom w głowie sie przewraca. Nie są często w stanie nadążyć nad wydarzeniami. Minęły też czasy, kiedy sami dziennikarze tylko opisywali. Teraz często bohaterowie wydarzeń sami zdają relację, często w formie bloga. Jeśli chodzi o dziennikarstwo ząbkowickie, to największą bolączką było to, ze przez dwa pierwsze lata nie byłem w ogóle dopuszczany do głosu. Byłem pokazywany w świetle ich opinii, a co gorsza, w opinii moich oponentów. Chciałem, żeby pozwolono mi odpowiedzieć. Nie miałem nic przeciw temu, aby publikować nawet bardzo negatywne opinie na mój temat, ale chciałem móc na nie odpowiedzieć. Chciałem tyle samo powiedzieć od siebie. Nic więcej. Prosiłem, powtarzałem. I o ile Echo Tygodnia w tej chwili przynajmniej od roku pozwala mi mówić moim własnym głosem. Czasem Wiadomości Powiatowe mnie dopuszczały do głosu, ale to jest wielkie czasem. To wg mnie błąd, to antydziennikarstwo. Bycie tubą to nie sztuka. Ja też mogę z pieniędzy podatnika wydać biuletyn pn. Głos Samorządu i kto by mógł mi coś powiedzieć. Ale ja się nie obrażam. Żyjemy w demokracji. W związku z tym używam własnego bloga do komunikacji. Na początku forma często wyśmiewana, teraz kwitnie. Powstają portale, między innymi EM. Internet jest coraz popularniejszy. Bardzo niedobrą rzeczą było to, że żadne medium nie pozwalało skonfrontować opinii. Radio, telewizja czy gazeta nie dawały takiej możliwości. Dziennikarstwo przestało być na pasku jednej ze stron konfliktu. Ktoś może powiedzieć, że kontroluję bloga, stronę urzędu, ale na inne portale nie mam wpływu. Żadnego. Podsumowując. Przez te cztery lata dziennikarstwo ząbkowickie ewoluowało w kierunku dopuszczenia do dialogu. Do debaty, do konfrontacji opinii...
Zapowiadana na 4 lipca trzecia odsłona wywiadu z przyczyn niezależnych zostanie opublikowana kilka dni później.
leoni
Krzysztof Kotowicz
2010-06-25 23:41:26
leoni (admin)
Prezentujemy drugą z trzech części wywiadu z Burmistrzem Ząbkowic Śląskich przeprowadzonego jeszcze w marcu 2010. Jest ona kontynuacją rozmowy o ząbkowickich imprezach, niemniej skupia się przede wszystkim na osobowości Krzysztofa Kotowicza, bez zbytniego zagłębiania się w politykę.
2010-06-26 07:13:05
gość: ~.l
a kiedy szczery wywiad z prezesami ZGK, Delfina, powinniście już zbierać pytania...
2010-11-25 15:51:03
gość: ~anonim
(this post was banned by administrator)
2010-11-25 15:54:31
gość: ~nn
na szczescie temu gosciowi juz dziekujemy - nie bedzie mial juz takiego
wplywu na nasza gmine jak przez 4 ostatnie lata
2010-11-25 15:54:53
gość: ~gość
a Dominika? Będąc Przewodniczącym Rady Miejskiej współpracował z Kotowiczem, a teraz wielce podpisuje się pod odezwą Orzeszka, który pisze w niej że jest oburzony tą sytuacją. Tak.. idzie nowe. Nowa hipokryzja!
2010-11-25 15:59:55
gość: ~nn
jak dobrze pojdzie a wyglada na to ze pojdzie to na dominikane go wysla
i nie bedzie bruzdzil, ale dziwie sie ze kandydat na burmistrza sie otacza
takimi ludzmi - jest dla mnie nie wiarygodny po prostu
2010-11-25 19:02:17
gość: ~\\
aaa
2010-11-25 19:47:34
gość: ~sas
Panie Krzysztofie nie głosowałem na Pana i powiem szczerze czekałem , aż ta kadencja skończy się. Co z tego , że taki ładny wywiad , jak nie pokrywał się z realiami i faktami . Mówi Pan , że wiele się nauczył przez te cztery lata a faktycznie niczego . Wszystko niby cacy , a poparcie żadne . Gdzie tkwi szkopuł porażki ?
2010-11-25 21:55:21
gość: ~staszek alcatraz
ostatnio dodany post
o tym beda ksiazki pisac...
REKLAMA
REKLAMA